- Kochanie… Jest pewna rzecz, o której wcześniej nie wspomniałem… - zaczął nieco zakłopotany Erato. Nie wiedząc w jaki sposób ma zacząć rozmowę z żoną podrapał się po głowie i czekał aż ta coś powie. Jeśli nie będzie miała humoru, to jak na prawdziwego mężczyznę przystało, obróci sprawę w mało wyszukany żart na temat sytuacji politycznej w Hiszpanii, albo rzuci jakąś anegdotę o mieszkańcach Chile. Kobiety w ciąży miewają dziwne nastroje, dlatego wolał nie budzić niepotrzebnie tego smoka ziejącego ogniem pod postacią jego kochanej, teraz nieco pulchniejszej niż zwykle żony.
- Przyjeżdżają twoi rodzice? – rzuciła niewzruszona Valencia szyjąc sweterek dla swojego nienarodzonego jeszcze dziecka.
- Nie w tym rzecz. Widzisz… Kiedy urodził się Elias moja mama raczyła poinformować mnie, że niektóre kobiety w naszej rodzinie, jakby ci to powiedzieć. No półsyrenami sobie były no… - To był decydujący moment. Czy Valencia wstanie i rzuci się na niego, aby wydłubać mu oczy, czy też przyjmie to ze spokojem i dalej będzie dziergać ten paskudny sweterek? Tego dowiecie się w następnym odcinku…
Dwa lata później…
Rodzina Carrasco powiększyła się do tego czasu i trzy małe osóbki. Przez spokojne życie familii przechodziła czasem fala niepokoju Valencii, która czuła, iż któraś z dziewczynek może okazać się pólsyreną, tym wynaturzeniem, którego kobieta nie potrafiła zrozumieć. Chcąc w jak najlepszy sposób ochronić córki czuwała od zmierzchu do świtu, każdej nocy, kiedy księżyc świecił niczym latarnie na pobliskiej promenadzie. Bojąc się o poparzenia, których mogły nabawić się bez styczności z wodą, przygotowywała wannę napełnioną wodą z zatoki. Em i Arianna uznawały to za jakąś zabawę, z czasem gdy zaczynały więcej rozumieć twierdziły, że ich matka ma lekkiego fioła, ale nigdy nie sprzeciwiały się. Pomimo całej protekcji to nie Valencia była osobą, która przyniosła potrzebną pomoc.
Emerita w wieku piętnastu lat odwiedziła wraz z ojcem i bratem rodzinne miasto rodziciela w Chile. Zawsze lubiła przyjeżdżać do dziadka mieszkającego przy samej plaży. Wystarczyło otworzyć okno w salonie i już było się nad wodą. Dziewczyna spędzała popołudnie z bratem, siedząc na tarasie i rozmawiając o astronomii. Wszystko zaczęło dziać się kiedy zza chmur wyłonił się księżyc. Em nie miała pojęcia co się z nią dzieje, ale jedyną rzeczą na jaką było ją stać, to gardłowe wrzaski. Wylądowała na podłodze czując niesamowicie silny ból na całym ciele, dosłownie jakby ktoś przypalał jej skórę. Brat od razu zerwał się z miejsca, nieudolnie próbując wziąć na ręce krzyczącą Emeritę. Kiedy uporał się z postawionym sobie zadaniem tuż obok niego pojawił się ojciec wydając komendę ‘do wody!’.
Czując przyjemny chłód oceanu dziewczyna leżała na brzegu przez kilka minut, aż po chwili zniknęła z pola widzenia rodziny. Nastolatka nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Nie miała pojęcia, że właśnie płynie w stronę portu, w którym krzątał się jakiś rybak. Nikt nie powiedział jej jakie skutki może mieć jej spokojny śpiew, kiedy wypłynie nieopodal łodzi owego rybaka. Mężczyzna oczarowany stworzeniem, które ukazało mu się tak nagle i prosiło swym śpiewem o dołączenie do niej, nie czekał długo i niczym w transie ruszył w jej stronę.
- Nie podchodź do niej! – rozległ się przeraźliwy krzyk mężczyzny i jakiegoś młodego chłopaka, ale Em dalej uwodziła go swym kuszącym głosem. Gdyby Carrasco’wie w porę nie zarzucili sieci rybackiej, w którą zaplątał się ogon Emerity, mężczyzna mógłby paść jej ofiarą. Ojciec dziewczyny kiwał z niedowierzaniem głową. Jego dziecko może sprawić komuś krzywdę. Co powiedzą ludzie? Nie, ludzie nie mogą się dowiedzieć. To zniszczyłoby całą rodzinę, Em zniszczyłaby całą rodzinę.
Właśnie w tym momencie pokazała prawdziwą twarz półsyreny – agresywną i wijącą się w wodzie. Przerażającą twarz, której młoda Carrasco nigdy nie ujrzy.
Początkowo Emerita nie rozumiała co próbują przekazać jej rodzice wraz z bratem.
Półsyrena?
Babka od strony ojca?
Co to za brednie?
Jakiś żart?
Wiedziała, że dwie noce wstecz działo się z nią coś niedobrego, ale sądziła, że jest chora i wymaga natychmiastowej hospitalizacji. Okazało się zupełnie inaczej. Dziewczyna próbowała poskładać wszystko do kupy ze wszystkich wyjaśnień, którymi obdarzył ją ojciec. Postanowiła jednak zasięgnąć wiedzy u źródła, więc dziadek wydawał się najodpowiedniejszą osobą. Faktycznie, wytłumaczył jej jak całe to przenoszenie genów działa. Carrasco zdawała sobie sprawę z tego, iż teraz czekają ją długie miesiące, podczas których będzie poznawać nieodkrytą do tej pory część siebie. Nie była ani zadowolona, ani zła z tego powodu. Taka już jest i musi z tym żyć. Bała się jedynie oskarżeń ze strony innych ludzi.
‘Potwór!’‘Zamknąć i odizolować od normalnych ludzi!’Już czuła te oskarżenia w swoim kierunku, ale przecież to nie była jej wina.
Miała jedynie pretensje do rodziców, którzy nie powiedzieli jej o możliwości posiadania owego genu. Zastanawiała się również dlaczego jej starsza siostra nie jest taka jak ona. Może u niej później wszystko zacznie się rozwijać?
Brat Em towarzyszył jej podczas pierwszych pełni księżyca, ale przypłacał to zdrowiem - zarówno fizycznym jak i psychicznym. Jego kochana siostra stawała się bestią i nikt nie miał na to wpływu. Z czasem młoda dziewczyna postanowiła odciąć się od zbędnych gapiów. Zarówno w Hiszpanii jak i w Chile znalazła kilka kryjówek, do których zapuszcza się niewielu odważnych. Podczas pełni Carrasco znika na trzy dni, ukrywając się w odnalezionej ponad dwa lata temu jaskini, z której wypływa niewielki potok. Tutaj spędza ten najgorszy czas, a później wraca na uczelnię, gdzie od czasu do czasu wykorzystuje swój dar w postaci głosu. Jeżeli koniecznie chce postawić na swoim, to korzysta nieco z tej ujmującej i przyjemnej barwy wydobywającej się z jej gardła. Nie nadużywa tego, ponieważ nie chce, aby ktokolwiek wiedział jaka jest.
I lepiej, żeby nikt się nie dowiedział…