Jorge Amado
Rok studiów : III Wiek : 30 Skąd : Hiszpania, Soria Czystość krwi : 75% Inne : Starosta Ansuz, jasnowidzenie Liczba postów : 140 Penary : 191
| Temat: Jorge Amado Nie 30 Lis - 1:36 | |
| Jorge Amado
Data i miejsce urodzenia: 17 wrzesień 1993r., Soria w Hiszpanii Miejsce zamieszkania: Peru, Lima Czystość krwi: 75% Kierunek studiów: Smokologia Rok studiów: III Kampus: Ansuz Ukończona szkoła: Beauxbatons
| Wzrost: 1,83 m Typ sylwetki: szczupła Kolor oczu: niebieski Kolor włosów: ciemny blond Znaki szczególne: brak Wizerunek: Rory Torrens
|
Biografia... Sylwestrowa wpadka, tak o Jorge mówili rodzice zanim przyszedł na świat. Jego rodzice – dwójka młodych ludzi z wielkimi planami, dla której wieść o przyjściu dziecka była jak grom z jasnego nieba. Dla niej cud, dla niego przekleństwo. Alejandro na zmiany, Monic za to prowadziła go za rękę niczym matka. W ten sposób powstała pomiędzy nimi więź przyjaźni, delikatna i mogąca w każdej chwili się rozerwać. Ciężarna dbała o nią podczas gdy jej wybranek z przymusu nabierał równowagi. Stało się, bogobojna dziewczyna nie chciała usunąć ciąży. Musiał ponieść konsekwencje tej upojnej nocy. Miesiące do porodu mijały, a on postanowił wziąć życie w swoje ręce. Poprosił Monic o rękę, a gdy we wrześniu Jorge przyszedł na świat byli już małżeństwem. W pierwszym momencie sądzili oboje, że położna pomyliła dzieci. Nie mogli uwierzyć, że jasnooki blondynek może być ich dziełem. Ona w kasztanowych włosach, on stereotypowy Hiszpan, całkowicie nie wyglądali na ojca tego aniołka. Dopiero po miesiącach jego włosy ściemniały, a gdy skończył drugi rok oczy zaczęły przypominać matczyne. Już wtedy było widać w nich głębie oceanu i niewyobrażalny spokój. Ojciec z niemą dumą obserwował pierwsze kroczki swojego malucha, matka za to opiekowała się nim. Tworzyli wymarzoną rodzice, w której jedyne czego brakowało to miłości. Nie mając jej pomiędzy sobą, nie potrafili przekazać jej dziecku. Choć mieszkali razem, dzielił ich niewidzialny mur, który dziecko z wiekiem zaczynało podświadomie rozumieć. Nie trudno się domyślić jakie były tego skutki. Zanim jeszcze nauczył się chodzić psuł co mu w ręce wpadło. Krzyczał, gdy tylko nie widział czyjegoś spojrzenia na sobie. Szukał uwagi, tego nieznanego sobie ciepła, którego każdy maluch potrzebuje. Przechodził z rąk do rąk niczym zabawki, których tak bardzo nie szanował. Był męczącą nadzieją rodziców na wspólne przetrwanie reszty jego lat dorastania. Życie z roku na rok stało się rutyną ich domu. Coraz częściej milkli nie mogą znaleźć wspólnej nici porozumienia. Alejandro wychodził na całe dnie, Monic zaś nie chcą o tym myśleć, zajmowała się jak najlepiej mogła synem. Niestety nawet ten obraz mógł się jeszcze pogorszyć. Pewnego dnia, gdy Jorge skończył pięć lat Hiszpan po prostu zniknął. Zapadł się jak kamień w wodę, sprawiając w ten sposób niewyobrażalny ból dziecku. Monic wiedziała dlaczego odszedł, milczała jednak jak zaklęta nie tylko w domu, ale i przed rodziną. Miesiące mijały, a po ośmiu na świat przyszła Estella. Konkurent do miłości mamy, tak pojmował ją Jorge. Tym samym znienawidził ją do szpiku kości, gdy okazało się, że na stałe musi zamieszkać u babki. Siwowłosa kobieta z poczciwym uśmiechem i miliardem promyczków radości wokół oczu, wydawała mu się po prostu nudna. Nie znał wtedy powodu swojego wyjazdu. Trafił w małą miejscowość pod stolicą, czując się najbardziej opuszczonym i niekochanym dzieckiem świata. Nie rozumiał miłości Gabierlle. Milczącemu uczuciu o ciepłych dłoniach i sokolim wzroku. Staruszka pilnowała go na każdym kroku, tym samym uwalniając go z więzów rozpieszczenia w samą porę. Gdy miał dziesięć lat, był już bardzo ułożonym dzieckiem. Trochę smutnym, zamyślonym, ale mimo wszystko cieszącym się z każdego promienia słońca. Znalazł sobie przyjaciół wśród okolicznych dzieci, w domu zaś starał się nie przeszkadzać. Nie zdawał sobie sprawy z radości jaką przynosiła jego obecność starszej kobiecie. Unikał jej, zatracając się przez to w swoim urojeniu odrzucenia. Tragedią był więc moment, gdy w drzwiach ukazała się kobieta w niebieskich szatach. Pani z obcym akcentem długo rozmawiała z jego opiekunką. Nie wiedział czy dobrze widzi. Zdawało mu się, że włosy kobiety z sekundy na sekundę zbielały jeszcze bardziej. Może ze strach? Sam był przerażony, schowany pod stołem w kuchni. Obserwując wszystko przez uchylone drzwi, nie mógł uwierzyć, że ktoś obcy bez problemu wszedł do ich domu. Babcia nigdy nie wpuszczała do niego nieznajomych, nawet kominiarza. Patrzył pełnymi zdziwienia oczyma na tę dziwną sytuacje, a gdy nieznajoma opuściła mieszkanie, szybko podszedł do babci. Staruszka nie czekając dłużej włożyła mu w ręce jakiś patyk. Czarny i długi, ale giętki wydawał mu się zabawką. Potrząsnął nim, robiąc w ten sposób spustoszenie w całym mieszkaniu. Tym razem nie przyszło mu za bałagan wysłuchiwać pouczeń, a co najwyżej dziwić się jej anielskim uśmiechem i łzami w oczach. Na pożegnanie dnia otrzymał od niej srebrny łańcuszek. Wtedy jeszcze nie wiedział co go czeka. Po tak spędzonym dzieciństwie mogło być już tylko z górki. W wieku jedenastu lat rozpoczął naukę w Beauxbatons. Nie należał do orłów, miał swoje wzloty i upadki. Te drugie zdecydowanie mocniej wpłynęły na jego charakter. Zaczęło się w drugim roku. Jednego październikowego popołudnia miał zajęcia z malarstwa we wschodniej wierzy. Zadaniem było naszkicować portret osoby stojącej po prawej stronie. Pech trafił na koleżankę z grupy. Dziewczyna, naszkicowana przez chłopaka miała podbite oko i zakrwawioną twarz. Nie wiedział czemu ją tak narysował, samego siebie przestraszył. Praca jak nie trudno się domyślić trafiła do kosza. Kolejnego dnia zaś rysunek stał się prawdą, gdy ona spadła z miotły w czasie lekcji quidditcha. Nie uszło to uwadze nauczycieli, którzy szybko wzięli go pod swoje pedagogiczne skrzydła. Jorge mimo to do końca życia będzie widział tę piękność w kroplach krwi, tak bardzo go to przeraziło. Rysunek na prośbę nauczycieli oddał, a w zamian został zwolniony z zajęć malarstwa na rzecz pracy ze swoim darem – jasnowidzeniem. Takie samotne godziny w sali oczywiście nie wpłynęły dobrze na jego relacje z rówieśnikami. W szkole, gdzie każdy chciał zabłysnąć, nie mógł się opędzić od zawistnych docinków i wyrzutów, jakoby on spowodował wypadek dziewczyny. Sama blondynka nie zarzucała mu absolutnie niczego. Tego najlepszym potwierdzeniem był ich przelotna, nastoletnia sympatia. Jorge jak każdy chłopak w wieku dojrzewania szukał bliskości drugiej osoby. Z latami stawał się coraz bardziej melancholijny, to też nie błyszczał w oczach przebojowych dziewczyn. Tylko lekko oszpecona wypadkiem dziewczyna mogła się nim zainteresować. On jednak, wpierw zafascynowany ją, rysował jej śliczne oczy w każdym możliwym miejscu. Dopiero po dniach zauważył, że wszystkie są jego wspomnieniem sprzed paru lat. Ona oczywiście nie potrafiąc tego zrozumieć, przerażona podejrzeniem jakiejś choroby psychicznej u chłopaka, odeszła. On zaś został sam jak palec, z jeszcze gorszą opinią. Takie zdarzenia nie powodują w człowieku niczego dobrego. Zamknięty w czterech ścianach swojej osobowości przemyślał każdą kreskę w tych feralnych rysunkach. Wpajał w siebie nienawiść do swojego daru. Było to uczucie tak żywe i przejmujące, że pewnego dnia postanowił skoczyć z przeklętej wierzy i dać odpocząć całemu światu w swojej głowie od siebie. Z łzami w oczach żegnał każdą rzecz, jaką widział z wierzy. Piękne ogrody w jego mniemaniu nie zasługiwały na splamienie kimś tak upodlonym jak on. Przepraszał je, w rekompensacie za zamierzany czyn zrzucającym im każdy cenny przedmiot jaki miał przy sobie. Wyleciał podręczny zegarek, pióro z grawerowaną stalówką i niczego winny łańcuszek od babci. Wtedy też zrozumiał jak mimo wszystko ją kocha i rozpłakał się na tyle, że ze zmęczenia zasnął. Kolejnego dnia zaś otrzymał swoje pierwsze i ostatnie upomnienie od nauczyciela za złamanie regulaminu i czasowy zakaz wstępu na wieżę. Oczywiście historii szkolnych można by opisywać wiele. Wspomnieć by było warto o Brazylijczyku, który codziennie budził chłopaka, stając się przez to najbliższą mu osobą. Zawsze opalony chłopak nie wyróżniał się wyglądem od niektórych znanych Jorge Hiszpanów, za to miał piękną duszę. Interesował się smokami, to właśnie on wpoił chłopakowi wszystkie ciekawostki o tych mistycznych stworzeniach. Nie potrafił rysować, więc po przeczytaniu kolejnej książki w obszernej szkolnej bibliotece, przychodził do Soryjczyka, by przelać swoje informacje na obraz. Za każdy z rysunków Amado nie chciał nic więcej niż długiej rozmowy o niczym, co bardzo satysfakcjonowało obie strony. Opowiadali sobie nawzajem o dziewczynach, nowościach czy zainteresowaniach, które w niedługim czasie zaczęli podzielać. Jorge bardzo zaimponowało dostojeństwo i powaga smoków. Dokładnie takie samo jakie widział u ojca, gdy jeszcze czuł do niego coś więcej niż wstręt. Czasem, zapominając o tym dorysowywał któremuś z łuskowatych stworzeń na papierze parę ciepłych, ale surowych ojcowskich oczu. To była jego mała namiastka pamięci i miłości jaką go darzył. Resztę pozostawiał daleko w tyle. Po jakimś czasie skończył szkołę. Przyszło pytanie co dalej uczynić w życiu. Nie było łatwo, bo gdy wrócił w rodzinne strony zastał tylko pusty dom. Po matce ani śladu, babcia za to odeszła jeszcze podczas nauki. Z rozmów z sąsiadami dopiero dowiedział się, że jego matka jest chora i leży w szpitalu. Białaczka. Z przejęcia zmusił się, by ją odwiedzić. Blada twarz tak dawno nie widzianej kobiety wzmagała w nim litość. Do synowskiej miłości oczywiście było temu równie blisko co daleko, mieszanka uczuć kłębiła się w nim nieustannie. Na złość nawet nie mógł zostać dawcą szpiku, by oddać jej to, co mu dała i zakończyć ich wspólne życie raz na zawsze. Czysta karta najwyraźniej nie należała mu się. Spędził z nią rok, zanim nie znalazł się dawca. W tym czasie jednak nie był najlepszym synem. Nie mając się z czego utrzymać, zaczął malować to na ulicy to na ślubne czy pogrzebowe zamówienie. Zaniedbywany przez kompleksy kunszty wrócił w łaski, choć sprawność ręki nie była już ta sama. Rysowanie zabierało mu zbyt dużo czasu i sił, to też by zwiększyć swoją wydajność zaczął brać narkotyki. Od tabletki do tabletki i wpadł w uzależnienie. Z nim przyszło nasilenie się wizji. Nie godził się z tym, jednak narkotykowy głód nie dawał mu innej możliwości. Musiał z czegoś żyć, tym samym rysować jak najwięcej mógł. Kiedy najwięcej i najlepiej rysował? Pod wpływem, to też koło się zawiązywało. Ciągłe stany zapomnienia miały tez swoje dobre strony. Pod wpływem nie był już cichym i melancholijnym chłopakiem z obrzeży miasta. Nabierał pewności siebie, wychodził do ludzi, zawierał nowe znajomości. Czasem jedno nocne, czasem trochę dłuższe. W jednym z zawirowań pomiędzy radością, a smutkiem, gdzieś nad ranem, gdy dragi się kończyły, napisał po roku do znajomego Brazylijczyka. Do dziś błogosławi tę niekontrolowaną decyzję. Gdy matka zaczęła wracać do zdrowia, postanowił po namowach z jej strony zrobić coś ze swoim życiem. Wybrał się na studia z Brazylijczykiem. Możliwość rozpoczęcia studiów z czystą kartą w miejscu, gdzie wszyscy znają jego język ojczysty była bardzo kusząca. Za kierunek swoich studiów wybrał smokologię. Czemu? Nie chciał popełniać błędu ujawnienia swojej zdolności na kierunku artystycznym. Za to o tych pradawnych stworzeniach wiedział, że coś zawsze się dowie od zafascynowanego znajomego. Możliwość uczestniczenia w zajęciach praktycznych też nie wydawała mu się taka zła. Będzie mógł sprawdzić czy oczy z jego obrazków to tylko urojenie czy choć trochę w nich mądrości i tej nieopisywanej powagi. Z taką myślą w październiku rozpoczynał pierwszy rok. Teraz jest już na trzecim i ciągle szuka odpowiedzi, tym razem na inne pytania.
Charakter... Jorge pływa w swoim myślach jak ryba w wodzie. Nurkuje, poznając nowe zakamarki samego siebie. Sądzi, że jeszcze nie poznał siebie na tyle, by wiedzieć kim jest. Z drugiej strony boi się każdego metra w głąb, dopatrując się w nim kolejnej tragedii. By zapomnieć o tym obciążeniu zażywa narkotyki. Nie w ilościach mogących pozbawić życia, ale w wystarczającej do zapomnienia ostatniego wieczoru czy dnia. Ciągle szuka, tym samym impulsywnie zmienia swoje plany na dzień, miesiąc czy rok. Nigdy nie wie którą nogą wstanie. Choć... Samo wstawianie nie jest jego najmocniejszą stroną. Uwielbia spać i gdyby mógł to właśnie z tym powiązałby resztę swojego życia. Na pozór cichy i zamyślony, po dłuższej chwili może sprawiać wrażenie zacofanego. Nie stara się wyprowadzić nikogo z błędu, znając możliwe konsekwencje bliższych znajomości. Uważa, że większość ludzi nie powinno się ufać dla własnego dobra. Nie oznacza to jednak, że stroni od innych, zamykając się na cztery spusty w pokoju. Wręcz przeciwnie, wychodzi innym naprzeciw, chcąc poznawać ich naturę. Uwielbia słuchać, przez co nie raz zostawał powiernikiem imprezowych żali. W tym wszystkim dużą role w jego patrzeniu na świat odgrywają kolory. One sprawiają, że świat w jego oczach jest piękny. Umożliwiły przepraszanie wielobarwnych ogrodów, bo uratowało jego życie. Każdemu odcieniowi przypisuje konkretne odczucia i historie. Zaczynając od czerwonych ścian w domu rodzinnym, gdzie wcale nie symbolizowały one miłości, kończąc na soczystej zieleni lasów otaczających Paracas, ukazujących życie i radość czerpaną z natury. Jego ulubioną barwą jest błękit, który towarzyszy mu zarówno w oczach, jak i na niebie przez całe życie. Dostrzega w nim spokój ten sam, który chciałby mieć po zbyt dużej ilości dragów. Niestety, w tym wszystkim ma on swoje wady. Przez swoje wyobcowanie nie potrafi zrobić pierwszego kroku gdy mu na kimś zależy. Stroni od bliższych kontaktów również dlatego, że nie wiedziałby jak się wtedy zachować. Ma bardzo wypaczone odczuwanie emocji, sam nie potrafi pojąć czy to co dotychczas żywił to miłość czy jakaś mutacja miłości. Przez takie rozterki zapatruje się również w książki. Niektóre dają mu ukojenie, inne budzą złość i jakąś wewnątrz tłumioną agresję. Pretensje do całego świata za coś, na co nikt nie miał wpływu. Nie rozumie czemu historia go tak urządziła, z drugiej strony zna gorsze losy ludzi niż jego. To jednak nie pociesza go na tyle, by mógł o wszystkim zapomnieć. Dopiero w amoku, gdy ginie w jego myślach cały świat, ma wrażenie, że jest szczęśliwy. A może dopiero powinien zaznać prawdziwego szczęścia od drugiej osoby?
Ślubowanie... Jak każdemu ze studentów Jorge przyszło w pierwszym roku swojej nauki wybrać kampus z którym zwiąże resztę swojego akademickiego życia. Na dobrą sprawę do samego momentu wprowadzenia się w siedziby bractwa nie wiedział z czym to się je. Znaczy tłumaczono mu, że to naprawdę ważny wybór. Wiedział o naznaczeniu niczym bydło tatuażem, co nie specjalnie mu się podobało. Tradycje to jednak coś ważnego dla wszystkich, postanowił więc przemilczeć swoje niezadowolenie. Zamiast marudzić, zaczął przeglądać runy i kolory poszczególnych kampusów. Nawet jeśli byłoby napisane, że ci niebiescy to najgorsze szumowiny i łajdusy, to z czystym sumieniem by tam poszedł. Powód? Swojego pojmowania kolorów nie zamierzał się wypierać nawet w tak ważnych dla niego momentach. Jego świat zawsze był niebieski, przez co myśl należenia do niebieskiego bractwa wydawała mu się najlepszą z możliwych. Oczywiście przez małą znajomość tradycji tamtych rejonów nie wiedział, że w jakimś stopniu odpowiada burzliwym członkom Ansuz. Przed wejściem do Wielkiej Sali jeszcze raz przypomniał sobie jak wygląda runa, którą powinien pochwycić. Z lekko grobową miną wszedł do pomieszczenia. Orientując się, że nie ma dzikich tłumów do jego wymarzonego koloru, poczekał chwile aż rozrzedzi się towarzystwo. Potem złapał runę i z już mniejszym przejęciem zaczął mówić słowa przysięgi. Parę zdań, które wraz z namalowanym przez dyrektora tatuażem w jakimś stopniu na zawsze powiązały go z Ansuz'em. Odetchnął głęboko, to dopiero początek jego przygód w tych murach. Z niemą ulgą i nadzieją patrzył w nieznaną przyszłość.
Rodzina... Alejandro Amado – Ojciec chłopaka. Hiszpan z czarodziejskiej rodziny. Nie kochający swojej żony, posiadający jednak pewne moralne zasady. Odszedł od żony, gdy Jorge miał cztery lata. W mglistych wspomnieniach malucha człowiek zdystansowany, ale ciepły.
Monic Amado – Matka chłopaka. Rozsądna, kochająca, czuła. Gdy wychowywała syna starała się za wszelką cenę zastąpić mu oboje rodziców. Dla dobra syna oddała go na wychowanie do swojej matki po odejściu Alejandro, przez co Jorge wiąże z nią mieszane odczucia. Parę lat temu poważnie chora na białaczkę, obecnie zamieszkała w Sorii.
Gabrielle Goethe – Zmarła babcia Jorge, która wychowywała go.
Estella Amado – Młodsza siostra chłopaka. Znienawidzona, gdyż to w niej pojmuje on przyczynę rozłamu małżeństwa rodziców, co w jakimś stopniu jest prawdą. Jorge na dobrą sprawę jej nie zna, w trakcie wspólnego uczęszczania do szkoły nie przyznawał się do niej. Ona natomiast nie wie jak wygląda jej brat, może jedynie po nazwisku podejrzewać ich pokrewieństwo.
Interesujące fakty... ● Pasjonuje go świat barw, kształtów i form. Jest to pasja cicha i skrywana, ale silna na tyle, by według niej podejmować wybory w swoim życiu. ● Jego rodzina jest w całkowitej rozsypce. Kojarzy swoją siostę z korytarzy szkolnych, jednak nie ma zamiaru zawiązywać z nią bliższych relacji. ● Ma problem z narkotykami. Nie kryje się z nim, choć już przed innymi w stanie nietrzeźwości już tak. ● Jego największym problemem jest jego niska samoocena z którą chciałby walczyć jak lew a co najwyżej piszczy jak mysz pod miotłą ● Uważa, że jest obciążony jasnowidzeniem. Skoro prawiło to ból innej osobie, to jest to przypadłość, a nie dar.
Zgody Czy wyrażasz zgodę na ingerencję Chupacabry (Mistrza Gry)? tak (dalszą część wypełniasz jeśli udzieliłeś pozytywnej odpowiedzi!) Czy wyrażasz zgodę na zabicie postaci? nie Czy wyrażasz zgodę na ciężkie ranienie postaci? tak Czy wyrażasz zgodę na lekkie zranienia postaci? tak Czy wrażasz zgodę na udział w losowych event'ach, które wytypowują grupę graczy do danej akcji z MG? tak Czy wyrażasz zgodę na uśmiercenie członków rodziny nie istniejących jeszcze na forum? tak Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG w posiadanie potomstwa na forum? tak Czy wyrażasz zgodę na ingerencję w sytuację materialną twojej rodziny? tak Czy wyrażasz zgodę na otrzymywanie listów od Chupacabry, który może wcielić się w członków twojej rodziny bądź domniemanych wrogów, przyjaciół? tak
|
|
|